Centrum Informacji
Turystycznej
Wisła Plac Hoffa 3, kom. 791 400 485
tel. (33) 855 34 56
Pochodził z wielodzietnej rodziny ( 8 dziewcząt i 4 chłopców). Jego ojciec był również kowalem, właścicielem kuźni na Nowej Osadzie. Edukację rozpoczął w Szkole Podstawowej w Wiśle Centrum prowadzonej przez kierownika Michała Cieślara wraz z takimi pedagogami jak: Jan Pellar, Adam Zyder, Jan Goszyk, Jerzy Drozd i inni. Do południa uczęszczał do szkoły, a popołudnia spędzał w kuźni swego ojca ucząc się zawodu. W okresie okupacji, jedynie przez trzy miesiące pobierał naukę w szkole zawodowej, z której po prostu uciekł i pracował „ na czarno” u ojca w kuźni do 17 roku życia.
Prawdopodobnie w 1940 r. został powołany do służby przygotowującej młodych chłopców do czynnej służby wojskowej. Szkolenie to odbywało się w okolicach Hanoweru. Po zakończeniu szkolenia wrócił na miesiąc do domu, a następnie wraz z Pawłem Pinkasem z Bukowej i Pawłem Pinkasem z Kamiennego, zostali powołani do wojska. Skoszarowano ich w Szczakowej, przetransportowano w rejon Cannes we Francji, następnie do Nicei, a później do Monte Carlo. Dłuższy okres spędził w miejscowości Menton na granicy włoskiej. Służył początkowo w piechocie a następnie w artylerii. Kiedy zorientowano się, że zna się na kowalstwie, przeniesiony został do pracy w kuźni. W Menton zastała go aliancka ofensywa i dostał się do amerykańskiej niewoli .Przewieziony do Brindisi spędził tam cztery miesiące. Dalsze jego wojenne losy to pobyt w San Basilio, ukończenie kursu puszkarskiego w Materze, praca w dawnej fabryce samolotów włoskich w okolicach Predazzo. Wrócił do Wisły dnia 13.03.1946 r. i podjął działalność polityczną , uczestnicząc w tajnej organizacji antykomunistycznej, do której należeli m.in Poloczek zwany ministrem, Szturc z Kopydły, Jan Halama z Głębiec i Lazar spod Kowali. Za tą działalność dostali wysokie kary więzienia. Rudolf Polok otrzymał wyrok 7 lat więzienia, zwolniony został po trzech latach za dobre sprawowanie. Po odbyciu kary podjął pracę w kuźni.
Jak wspomina p. Polok, stara kuźnia znajdowała się obok dziś istniejącej. Był to budynek murowany, w którym znajdowały się ręczne miechy kowalskie, elektryczne wprowadzono dopiero po wojnie. W celu uzyskania wysokiej temperatury paleniska, używano węgla koksującego,
którego zakupu dokonywano w składzie węgla znajdującego się poniżej willi „ Montana”. W niezbędne surowce zaopatrywano się w sklepie p. Wojnara i p.Mencnarowskiego na Blejchu oraz w Skoczowie, po które jechał p. Polok na rowerze. Z surowców tych wykonywano: podkowy, okucia do wozów, łańcuchy, brony, pługi, kopaczki, buksze itp. Wszystkie narzędzia, którymi posługiwali się kowale, były również przez nich wykonywane. Oto np. jak wykonywano brony: kupowało się pręt czterokątny, cięło się go na 15 cm kawałki, wyciągało się do szpica i na gorąco wsadzało się do brony, końcówki nacinało się siekaczem, aby nie wyskakiwały do góry.
A to dosłowna relacja p.Poloka – jak się kuło konia. Konie kuło się innymi podkowami na lato, a innymi na zimę. Jeżeli koń wykonywał ciężką pracę, zmiany podków dokonywało się co miesiąc. Konia, który był spórny, wiązało się lub wprowadzało do klatki i można wtedy było konia
kuć. Wyczyścić kopyto, wyciąć strzałkę (środek kopyta), mierzało się podkowę. Przy kuciu na zimę, gryf z przodu i boczny kuło się na ostro, a wewnętrzny, tak jak na lato, coby koń przy pracy się nie okaleczył. W podkowie wierciło się dziury i wkręcało sztole (ósemki lub dziesiątki). Żelazo przeznaczone do kucia musiało mieć odpowiedni kolor i taki bańki wyskakiwały na wyrch . Kuło się w dwójkę lub w trójkę w odpowiednim rytmie – to była tako muzyka jak kiejsi przi młóceniu cepami. Warto nadmienić, iż ojciec p. Rudolfa Poloka, oprócz kowalstwa, zajmował się leczeniem koni nie tylko w Wiśle, ale również w Istebnej i Ustroniu.
W latach 50-tych zdał mistrzowski egzamin praktyczny i ustny, wykonując jako sztukę mistrzowską – młotek do mięsa z kratką. W prowadzonej przez siebie kuźni zatrudniał czeladnika i czterech uczniów. Po przejściu na emeryturę, bardzo często przyjeżdżał pod nieczynną już kuźnię i czytał gazetę – myślami zapewne wracał do swojej kowalskiej pracy, z którą związany był od najmłodszych lat. Zmarł w kilka miesięcy po przeprowadzonej z Nim przeze mnie rozmowie. Odszedł człowiek pełen optymizmu, humoru i zapału do życia – jeden z ostatnich rzemieślników – kowali wiślańskich.
Jerzy Kufa
Podziękowania dla Jana Wrzecionki za pośredniczenie w moim spotkaniu z p .Rudolfem Polokiem.